Geoblog.pl    adrogadlugajest    Podróże    Tajlandia 2013    Pierwszy dzień w Bangkoku c.d
Zwiń mapę
2013
19
kwi

Pierwszy dzień w Bangkoku c.d

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9329 km
 
Pierwszy dzień po przylocie planowaliśmy spędzić na spokojnie. Zrobić sobie spacer dookoła, rozejrzeć się po okolicy, udać się na uliczny kulinarny wypas i to w zasadzie tyle. Ale skoro nad ranem już okolicę poznaliśmy to po krótkiej drzemce około 10 godziny postanowiliśmy zaatakować pierwsze nasze cele na mapie zwiedzania Bangkoku.

Njbliższa nas znajduje się Wat Mahathat. Lecz zanim do niej docieramy już płyniemy, źar leje się z nieba. Sytuacji nie poprawiaja rzędy autobusów turystycznych ktore mijamy, dziesiątki Japończyków przekrzykujących się wzajemnie pod parasolami. W tym amoku trudno znaleźć wejście do światynii. Wiemy gdzie ona jest, widzimy jej budynki poprzez mur ale wejścia nie możemy znaleźć. W końcu od strony targu amuletów udaje nam się dostać jakimś bocznym wejściem na plac świątynny. Tutaj ulga, cisza, spokój, ciche odgłosy dzwonków poruszane delikatnymi podmuchami wiatru. Zero turystów. Przez dwie godziny które tu spędzamy dopiero pod koniec mijamy pierwszą zagubiona turystkę. W Wat Mahathat można się zapisać na tygodniowy kurs medytacji, jeśli ktoś ma tyle czasu polecam. W tym miejscu faktycznie można zreperować skołatane nerwy i pobyć samemu z sobą. Choć tuż za murem dzieją się dantejskie sceny Bangkockiego piekła miasta.

Kiedy opuszczamy spokojna świątynie dochodzimy do pierwszej i podstawowej prawdy na temat przebywania białego człowieka w Bangkoku. Mianowicie jest ona następująca. Biały szczególnie w pierwszych dniach powinien poruszać się na tyle daleko by widzieć w zasięgu wzroku kolejny sklep 7eleven. Jest to sieć sklepów coś na kształt naszej "Żabki" ale co najważniejsze wszystkie wyposażone w klimatyzacje. I wodę. Nie ma sensu naszym zdaniem przy takim zagęszczeniu tych sklepików kupować dużych butelek. Sklepy są w zasadzie co róg, a jak nie sklepik to pani/pan sprzedający owoce. Przy tych cenach na prawdę nie ma co kupować "na zapas" Najtańsza woda 500ml w 7eleven kosztuje 6TBH z oczywiście obowiązkową reklamówka i słomką. Tutaj wszystko pakuje się reklamówki, niech żyje ochrona środowiska.

Dlatego zamiast po wyjściu z Wat Mahathat kierujemy sie w stronę rzeki tak by trochę od tylu dojść do Pałacu Królewskiego, gdybyśmy wrócili się w stronę parku nie dość że żadnego 7eleven po drodze do pałacu byśmy nie mijali to jeszcze byśmy byli narażeni na tłum turystów i gorące silniki autokarów. Idąć w kierunku rzeki można spokojnie przyjrzeć się targowi amuletów lub zaszyć się w ocienionych uliczkach nadrzecznych straganów. Jutro idąc w kierunku Wat Pho spędzimy tu więcej czasu. Teraz kierujemy się w stronę pałacu.

Na przeciwko głównego wejscią jest jeden 7 eleven i tu radzę zapatrzeć się wodę, bo zwiedzania zależnie jakim kto tempem to robi ale dwie / trzy godziny spokojnie zejdą. W środku jakby co jest punkt z wodą do picia gdzie każdy może uzupełnić zapasy (za free). Oczywiście pamiętaliśmy że miejscowi probują w okolicy pałacu robić turystów w konia próbując im wmówić że akurat tego dnia kompleks jest nie czynny z powodu...i tu następowała rożna wersja od święta Buddy po przyjazd niespodziewany króla. Nas nikt nie zaczepiał ale jakby co to na terenie pałacowego trawnika za wejściem wisi olbrzymi baner "Palac otwarty w każdy dzień"

Trzeba pamiętać by przed wejściem stosownie się ubrać. Kobiety muszą mieć suknie zakrywające kolana oraz koszule okrywające ramiona. Jeśli się tego zapomni Jest możliwość z skorzystania z ubrań wypożyczanych na miejscu. Tu za darmo ale w niektórych świątynia jest pobierana kaucja lub opłata. Sam bilet do Pałacu kosztuje turystę 500TBH i w cenę tego wliczony jest wstęp do drewnianego pałacu Vimanmeka oraz muzeum monet. To ostatnie warto zwiedzić, w swoich zbiorach ma potężny zbiór kosztowności królewskich oraz ciekawe prezentacje multimedialne.

Sam teren Pałacu Królewskiego o raz świątyni WatPhra Keaw (szmaragdowego Buddy) jest trzeba przyznać ogromny i pełen przepychu. Szczerze mówiąc najmniejsze wrażenie robi właśnie ten Budda. W rzeczywistości nie jest to posążek szmaragdowy tylko wykonany z jadeitu. Do tego jest mały i wysoko postawione, więc szanse by się mu przyjrzeć są nie wielkie. W środku świątyni jest zakaz filmowania i robienia zdjęć. Po wyjściu osoby z teleobiektywami mogą sprobować zrobić zdjęcie przez otwarte drzwi. We wspomnianym muzeum znajdują się kopie Buddy ubrane w oryginalne stroje w które zostaje on przebrany. Znacznie ciekawsze jest samo otoczenie świątyni warto zwrócić uwagę na trzy budowle w północnej części pokazujące ewolucje sztuki buddyjskiej. Pierwsza z nich z daleko wyglądająca jak odlana z litego zlota to Phra Si Rattana Chedi, XIX pagoda z prochami Buddy. W środku widać bibliotekę Phra Mondop oraz Royal Pantheon który otwarty jest raz w roku w październiku dla turystów. Widać musimy jeszcze tu wrócić. Za pagodami czeka niespodzianka. Już teraz możemy się przekonać jak w miniaturze będzie wyglądał nasz cel. Angror Wat w miniaturze. Król zarządzał przeniesienia oryginalnej świątyni do Bangkoku, kiedy w końcu udało się mu wyperswadować pomysł jako nie realny zażyczył sobie miniatury. W tym miejscu właśnie ona się znajduje. Coś pięknego. Tutaj tez można przyjrzeć się trzem stylom architektury, Khmerskiej, Tajlandzkiej i Chińskiej. A na dodatek w cieniu Phra Si Rattana Chedi spokojnie zebrać siły które w naszym przypadku się już wyczerpują. Tak jak pisałem na początku my popełniliśmy błąd nie kupując wody przed wyjściem. Ten zapas który mieliśmy się już wyczerpał a temperatura zrobiła swoje. Nie doceniliśmy wielkości tego kompleksu i ja już padam z nóg. Zreszta powoli tern świątyni jest już zamykany. Kompleks jest otwarty tylko do 17 godziny. Dłużej więc i tak byśmy już nie mogli zwiedzać. Teraz doceniamy bliskość naszego hotelu. Fajnie bo zdążymy popluskać się w basenie na dachu hotelowym. Szkoda tylko że ta przyjemność może trwać do 18:00. To jest kompletne nie porozumienie po całym dniu dla mieszkańców powinien być basen czynny choć do 20:00. Tak by spokojnie wyleżeć się w zachodzącym słońcu po całodniowych wędrówkach.

Wieczorem posnawiamy jak zwykle przejść się po naszym Rambuttri na kolacje, piwo i masaż nóg.
Jedzonko, to tym razem Phad Thai z mikro suszonymi krewetkami oraz TomYum z kurczakiem. Zupa rewelacyjna, pełna smaku i aromatu, wszystko na świerzych składnikach. Rewelacja kosztująca 60 TBH za oba dania. Potem idziemy wybrac miejsce na masaz. Salony rozstawiają tutaj stoiska na ulicach. Różnego rodzaju lezaki kusza przechodniów. Tajki zapraszaja na skorzystanie z uslug. W zasadzie nie ma co szukać cenowo jakiejś różnej oferty, ceny wszedzie są takie same. Decyzja zależy tylko od osobistych preferencji. Wybieramy salon, wcześniej wstepujac po dwie puszeczki piwa Chang ( 28THB?) które delektujac sie na lezakach będziemy spożywać. No czy może być lepsze zakończenie dnia? Piwko, masaż, esencja relaksu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
irena2005n
irena2005n - 2013-05-20 11:53
ojej...i zatapiamy się w złocie....czasami...
 
mirka66
mirka66 - 2013-06-19 20:33
Urokliwe miejsca.
 
 
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 10 wpisów10 2 komentarze2 78 zdjęć78 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
17.04.2013 - 24.04.2013